Bilety przystankowe to zły pomysł, choćby z uwagi na nierówne odległości międzyprzystankowe. Biletem 5-przystankowy z ronda Grzegórzeckiego w stronę Huty dojadę albo do Dąbia (przez al. Pokoju) albo do Muzeum Lotnictwa (przez ul. Mogilską). Biletem 10-przystankowym dojadę albo do Centralnej (przez al. Pokoju), albo… do Bieńczyckiej (przez ul. Mogilską). Więc stojąc na Grzegórzeckim i chcąc dojechać na Bieńczycką, będę mógł wsiąść w „9”, ale w „14” już nie. Do tego dochodzi wiele casusów, które będą ciągle drążone i wykorzystywane niekoniecznie do końca uczciwie. Mamy linie przyspieszone (z Huty do Bronowic biletem 10-przystankowym dojadę „572”, ale „172” już nie). Mamy przystanki jednokierunkowe – czy to oznacza, że jeśli w jedną stronę mam 10 przystanków, ale z powrotem jest już ich 11 albo 12, to nie mogę już wrócić? Co z przystankami, które nazywają się tak samo, ale autobus zatrzymuje się na nich więcej niż 1 raz (jak onegdaj Cracovia czy Rondo Barei, ale i dziś taki Kombinat). I co w przypadku zmiany nazwy? Albo rozdzielenia zespołu przystanków lub połączenia (jak ostatnio przystanki na Piastowskiej/Królowej Jadwigi). I co, jeśli nagle dodamy przystanek pośredni, którego nigdy nie było?
Nie, nie tędy droga.
Bilety na jedną i dwie linie to patologia, która powinna już dawno zostać wyeliminowana, krytykowana przeze mnie już niejeden raz. Przy śmiesznie niskiej cenie sieciówki (69 zł/miesiąc), bilety na 1/2 linie w niższej cenie nie mają racji bytu. Sprawa rzeczywiście komplikuje się przy podwyżce sieciówki, ale… nie wydaje mi się, by zmiana ceny sieciówki spowodowała drastyczną zmianę rachunku ekonomicznego dot. podjęcia decyzji o kupnie samochodu. Inna sprawa, że ta podwyżka jest imho za duża. Z tym że zamiast podwyższać cenę biletu miesięcznego bardziej poszedłbym w model tańszych biletów na dłuższe okresy. I zamiast śmiesznej zniżki 1% za każdy miesiąc, widziałbym raczej jakąś progresywną zniżkę na bilet
dłuższookresowy. Czyli, dla przykładu:
- cena biletu na 1 miesiąc to 90 zł (czyli 90 zł/miesiąc)
- cena biletu na 3 miesiące to 255 zł (czyli 85 zł/miesiąc)
- cena biletu na 6 miesięcy to 480 zł (czyli 80 zł/miesiąc)
- cena biletu na 12 miesiące to 840 zł (czyli 70 zł/miesiąc)
W ten sposób można by zmienić trochę podejście do wykorzystywania komunikacji miejskiej – skoro już ktoś kupił tani bilet (bo kosztujący miesięcznie 70 zł) i może jeździć gdzie chce, to rzadziej będzie wykorzystywał swój samochód (jeśli ma taką możliwość, to pojedzie tramwajem czy autobusem, no bo skoro już zapłacił…). Tak, wiem, z własnym samochodem jest tak samo, ale… użytkowanie którego samochodu kosztuje mniej niż 1 000 zł rocznie (paliwo, ubezpieczenia, przeglądy, opłaty za parkowanie, do tego niejednokrotnie także miejsce postojowe przy mieszkaniu)?
Rozumiem też chęć skrócenia czasu biletu 20-minutowego, bo dotychczas to ten był głównym biletem (do kasowania) do podróży po mieście (tak, to jest najpopularniejszy bilet, liczbą sprzedanych sztuk znacznie przewyższał bilet 40-minutowy, a teraz 50-minutowy). Tylko tą propozycją trochę wylano dziecko z kąpielą, bo rozstrzał pomiędzy biletem 10- a 60- minutowym, zarówno czasowy, jak i cenowy, jest spory.
Według mnie powinny być tylko dwa bilety czasowe (krótsze niż dobowe). Na „krótką podróż” oraz na „podróż”. Czas obowiązywania tych biletów powinien wynikać ze struktury czasu podróży KMK. Bilet na „podróż” winien być biletem, w którym zdecydowany odsetek pasażerów będzie w stanie odbyć swoją podróż. I tu bym nie żałował długości obowiązywania tego biletu. Tak zrobiono w Warszawie, gdzie mamy bilet 75-minutowy na miasto i 90-minutowy na aglo – długości obowiązywania tych biletów wynikają właśnie ze struktury czasu podróżowania WTP. Weźmy jakiś wysoki (i rozsądny) kwantyl czasu podróży, zaokrąglmy do 5 minut w górę i zróbmy bilet o takim czasie obowiązywania za 5 zł. Będzie nieco drożej niż obecnie jest za bilet 50-minutowy, ale i czas obowiązywania będzie nieco dłuższy – z tym, że nie będzie przeświadczenia, że
miasto na nas żeruje. Taki bilet byłby dla strefy I. Dla strefy II (oraz nowej III) niech będzie 6 zł czy nawet 7 zł, tylko z większym czasem (analogicznym dla podróży w tych strefach).
Do tego bilet na „krótką podróż”, który poniekąd też powinien wynikać ze struktury czasów przejazdów (tylko taki graniczny czas będzie trudno wybrać). Ale 15-minutowy za 3 zł nie brzmi źle.
Więc ogólnie rozumiem kierunek zmian, zdaję sobie sprawę, że sytuacja jest jaka jest, ale poszedłbym trochę w inną stronę
