Scania_9640 pisze: 20 cze 2024, 15:30
Nie powiedziałbym, wina pieszej też jest i to duża, po co wchodzić na przejście jak nie widać czy nic nie jedzie?
Po co wchodzić...??? Zgodnie z PoRD:
[Art. 13. pkt. 2] "Przechodzenie przez jezdnię lub drogę dla rowerów poza przejściem dla pieszych jest dozwolone na przejściu sugerowanym albo poza przejściem sugerowanym jeżeli odległość od przejścia dla pieszych przekracza 100 m."
Druga sprawa:
[Art. 13. pkt 1a] "Pieszy znajdujący się na przejściu dla pieszych ma pierwszeństwo przed pojazdem. Pieszy wchodzący na przejście dla pieszych ma pierwszeństwo przed pojazdem, z wyłączeniem tramwaju."
Czyli prosta sprawa - to pieszy ma pierwszeństwo, niezależnie czy wchodzi czy jest. Pieszy ma pierwszeństwo. Każda inna sytuacja - czytaj rozpędzony kierowca mający w dupiu pieszych - to złamanie przepisów. To kierowca ma obowiązek upewnić się, że pierwszeństwa nie wymusza.
Zgadzam się, jest przepis zabraniający 'wejścia na jezdnię spoza pojazdu' - ale on nie zwalnia kierowcy z jego własnych obowiązków! Kierowca ma i tak ustąpić pierwszeństwa.
Tłumaczenie zachowania kierowcy jest nielogiczne. To kierowca ma w ręku narzędzie mogące zranić lub zabić inne osoby. Jakim tokiem myślenia próbuje pozbawiać się go odpowiedzialności za swoje zachowanie? Czy jeśli ktoś będzie chodził z nożem w ręce po ulicy, to też wina będzie tej osoby, która została zraniona przez niego? "Po co wchodziła przed nóź"?
Swoją drogą we wskazanym artykule też rozwala mnie ten cytat:
"A co z kierowcą, który nie ma szans, by domyślić się, że za jadącym z przeciwnej strony autobusem znajdują się ludzie, którzy dość niefrasobliwie przemierzają właśnie przejście?"
Rozumiem, że przejście dla pieszych wyznaczone znakami pionowymi i poziomymi to za mało, żeby polskiemu kierowcy dać szansę domyślić się, że mogą tam być piesi...? Fenomenalne rozumowanie. To co według autora miałoby 'dać szansę'?