Wracam do tematu tej nieszczęsnej transgranicznej samorządowej linii autobusowej, dla której zamknięcie granicy oznaczało przecięcie i skrócenie trasy. Parę tygodni temu wysłałem pismo do MSWiA, MI oraz kilku posłów. MI przekazał sprawę do MSWiA, a dziś dostałem odpowiedź własnie od tego drugiego ministerstwa.
Dziś dostałem odpowiedź, która moim zdaniem jest skandaliczna.
W skrócie: autobusami mogą jeździć migranci, więc trzeba je kontrolować bardziej, ale Straż Graniczna nie ma ludzi by dziennie wygospodarować dodatkowo kogoś na to przejście graniczne (które i tak jest otwarte dla aut). Poza tym autobus nie musi jeździć, bo można sobie przejechać samochodem osobowym, więc nie ma wykluczenia komunikacyjnego! A jak chcecie sobie jeździć autobusem, to jeździjcie sobie do przejścia w Chyżnem 27 km dalej. Czego nie rozumiecie?
Kurtyna...
Jakieś pomysły, porady? Do kogo uderzać, pisać? Mam zamiar dalej pisać pisma, bo sprawa mnie mocno irytuje, a przecież chodzi o raptem kilka kursów dziennie - w Chochołowie przecież i tak stoją strażnicy, bo jeżdżą inne pojazdy. My tutaj od paru lat myślimy, jak walczyć z wykluczeniem komunikacyjnym, by nie mając samochodu nie być obywatelem drugiej kategorii, nawet obecni rządzący odmieniali to przez wszystkie przypadki. A tu wchodzi MSWiA całe na biało i nie widzi problemu, by jeździć samochodem. Nie dziwota, że transport publiczny - zwłaszcza ten transgraniczny - ani nie ma orędowników wśród włodarzy, ani zaufania wśród pasażerów...