Bez wątpienia z zastrzeżeniem, że są spełnienione dwa warunki, którym pierwszym jest odpowiednia sytuacja finansowa miasta, pozwolająca metro zbudować, rozwijać i chyba co ważniejsze ponosić jego stałe koszty utrzymania, natomiast drugim nie mniej istotnym warunkiem jest odpowiednia polityka transportowa miasta, w wyniku której m. in. już obecnie posiadana infrastruktura oraz siatka połączeń tramwajowych/autobusowych ma zawsze zapewnione finasowanie na takim poziomie aby nie trzeba było z błahego powodu wycinać kursów, czyniąc w pewnych regionach miasta oraz dla sporej części jego mieszkańców, zbiorkom, rzeczą nie nadającą się do użytku.Kojak pisze: dzisiaj, 18:05 Inna sprawa to przepustowość skrzyzowań i pojemność pętli tramwajowych, więc dochodzimy do tego, że metro to fajna rzecz.
Obecnie w moim subiektywnym odczuciu ww. warunku nie są zachowane i chyba jeszcze długo nie będą, nad czym ubolewam...
Czy ktoś zagwarantuje pasażerom że wraz z podwyżkami biletów jakość KMK się poprawi? Osobiście w to wątpię.Kojak pisze: dzisiaj, 18:05 A jak pasażerowie są innego zdania, to może.pasażerowie zaczną więcej płacić za bilety?
Po za tym czy ktoś robił badania, które pokazują gdzie znajduje się "granica bólu" (zarówno dla pasażerów odbywających podróże na biletach jednorazowych oraz okresowych), w odniesieniu do podwyżek cen biletów, po której pasażerowie przestają korzystać z KMK i szukają dla niej alternatyw w postaci motoru, auta, roweru itd?
Jeżeli mnie obecnie pamięć obecnie nie zawodzi, to w Krakowie % udziału wydatków budżetowych na komunikację publiczną jest o wiele niższy niż w mniejszych miastach, co tylko pokazuje że jest coś nie tak z funkcjonowaniem ww. polityki transportowej naszego miasta, które jednocześnie nie ma oporów przepalać znaczne kwoty na rzeczy zbędne i nie służące poprawie życia przeciętnego mieszkańca.
Swoją drogą czy jedyną boloczą na wszystkie problemy trapiące krakowski zbiorkom mają być podwyżki za bilety?
Pozwolę sobie napisać swoją myśl dość ogólnikowo aby nikt nie poczuł się urażony. Mianowicie wręcz systemowe niedofinansowanie zbiorkomu w Krakowie jest jak rak, który trapi ten obszar funkcjonowania miasta nie od wczoraj.
Nie jestem onkologiem, ale wiem jedno, że lekarstwo na ww. chorobę nie znajduje się w portfelach, regularnych bądź okazjonalnych pasażerów krakowskich autobusów oraz tramwajów.
